Paul Jeremy: października 2013

21.10.13

We're so happy, even when we're smilin' out of fear

 W niedzielny poranek obudziłem się cały zakatarzony, z okropnym bólem gardła i wtedy wiedziałem – to oficjalne, dopadło mnie pierwsze jesienne przeziębienie!  W tym roku mam dużo szczęścia, bo zazwyczaj choroby atakowały mnie w jeden z długich weekendów(to już chyba tradycja, że 11 listopada spędzam w łóżku – oby nie tym razem, bo mam już kupione bilety na koncert Crystal Fighters!). Jako, że siedzę w domu i dysponuję ogromem wolnego czasu, możecie polecić mi jakieś ciekawe filmy lub książki(ostatnio preferuję te o przygnębiającej tematyce). 
Dzisiaj postanowiłem zaprezentować Wam mój ulubiony sweter na chłodniejszą pogodę. Pojawia się on na moim blogu za każdym razem, gdy robi się naprawdę zimno i czuję, że będzie mi towarzyszył jeszcze przez co najmniej kilka lat! Dobrałem do niego zieloną parkę, ciepły szalik, czarne spodnie i martensy. Żeby nie było tak szaro i buro, pod spód włożyłem bordową koszulę w kwiaty, voila!
Kilka dni temu miałem okazję obejrzeć w kinie „Życie Adeli - Rozdział 1 i 2” – zdobywca Złotej Palmy w Cannes, to nadal – jak na polskie warunki, dość kontrowersyjna propozycja. Podczas sceny ostrego seksu pomiędzy dwiema bohaterkami, ktoś krzyknął na cały głos „lezby”. Świadczy to chyba tylko o niezwykle niskim poziomie wychowania  i pewnym ograniczeniu umysłowym, bo ten obraz to nie film o „lezbach”, a o miłości. O pięknym, namiętnym uczuciu i o różnicach między ludźmi, które kładą się cieniem na relacji głównych bohaterek. Film trwa aż trzy godziny, co dla niektórych może być sporym minusem, lecz mi wcale się nie dłużył i urzeczony oglądałem do samego końca(jedynie zakończenie trochę mi nie podpasowało, ale to już chyba osobista sprawa).



sweater/sweter - Vintage
parka - Vintage
scarf/szalik - Pull and Bear
shirt/koszula - Topman
pants/spodnie - Topman
shoes/buty - Dr. Martens

10.10.13

Crawlin' back to you + Warsaw Fashion Weekend


   
Dzisiaj prezentuję wam moje zdobycze z second handu: zieloną parkę i futerko! Za obie rzeczy zapłaciłem łącznie 15 zł, więc nie nadwyrężyło to mojego budżetu. Za to właśnie lubię sklepy z odzieżą używaną - odwiedzam je jakoś dwa razy w miesiącu i zazwyczaj nie znajduję nic. Jednak gdy już wyszperam jakąś perełkę, to przeżywam specyficzny rodzaj radości nieporównywalny z niczym innym i mam zapewniony dobry humor na kilka najbliższych dni! Wtedy zakupione ubranie noszę z dumą, jakby kosztowało mnie fortunę!
Ostatni  weekend upłynął mi pod znakiem mody – i to nie byle jakiej, bo celebrowanej w stolicy. Mowa oczywiście o Warsaw Fashion Weekend, który cieszy się już w polskich mediach niechlubną sławą. Jednak na ten temat nie będę już nic mówił, gdyż chyba wszystko zostało już powiedziane. 
Wracając do tematu, o ile od strony technicznej i rozplanowania przestrzennego WFW nie mam zastrzeżeń i wszystko było na dość wysokim poziomie(pomijając oznaczenie samego EXPO XXI, bo na początku trafiłem na targi srebra i kilkanaście minut zajęło mi odnalezienie odpowiedniego miejsca! No i mogłoby się przydać więcej stoisk z jedzeniem, no ale rozumiem, że ludzie mody nie jedzą, więc jestem w stanie im to wybaczyć). Jednak kilka kwestii pozostawiło pewien niesmak. 
Weźmy chodźmy sam fakt długiego czekania na pokazy, które zazwyczaj zaczynały się z opóźnieniem, co wyzwalało w oczekujących dość dziwne instynkty. Gdy otwierano drzwi, niektóre osoby po chamsku wpychały się i biegły(!) zajmować miejsca. Wolontariusze z wyrazem przerażenia(albo wściekłości) próbowali ich zatrzymać, lecz większość niczym nieskrępowana przechodziła im pod łokciem i zajmowała miejsca w pierwszym rzędzie, co kończyło się tym, że gdy pojawiła się jakaś naprawdę ważna persona, to musiała zadowolić się siedzeniem z tyłu. Ostatnio chyba wydarzyła się jakaś afera z tym związana – ktoś podsiadł miejsce na pokazie Joannie Jabłczyńskiej, a ona obraziła się i wyszła. Nie wiem jak to funkcjonuje na zagranicznych fashion weekach, ale to bardzo komiczny widok, gdy wystrojone dziewczyny w szpilkach i eleganccy mężczyźni w garniturach biegną między krzesłami by zająć sobie miejsce jak najbliżej wybiegu. 
A jeśli chodzi o same pokazy, to najbardziej do gustu przypadł mi polski brand PtASZEK(zdjęcia poniżej)! Urzekła mnie ich grungowa estetyka przełamana elegancją! Zdecydowanie mój styl! Wydaje mi się jednak, że całe show zgarnął nie projektant, a pewien młody zespół – The Dumplings, którego koncert uświetnił sobotni wieczór! To młody duet z Zabrza, tworzący świetną, elektroniczną muzykę! Zapewniam was, że niedługo będzie o nich głośno!






parka - Vintage
fur/futerko - Vintage
t-shirt/koszulka - via ebay
pants/spodnie - Topman
shoes/buty - Dr. Martens

pics by delirious

8.10.13

The Killers - Mr. Brightside


Sorry guys, this time no text in english again, but I promise it will be next time! 
Trzeci kubek kawy, a powieki nadal opadają mi pod własnym ciężarem. Znacie taki rodzaj zmęczenia, że wszystko wydaje Wam się surrealistyczne - tak jakby w krzywym zwierciadle? Ja mam tak od kilku dni! Dodatkowo ostatni wyjazd do Warszawy trochę skomplikował sprawę, bo narobiłem sobie sporych zaległości w szkole... 
Jednakże, mam też powody do radości - udało mi się ogarnąć na początek kwietnia wyjazd do Paryża! Nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się na myśl, że wreszcie odwiedzę to słynne miasto! Obiecuję, że będę robił mnóstwo zdjęć i zrobię wam piękną relację z mojego pobytu(tak, tak, wiem, że tak samo mówiłem o Londynie, ale póki co nie mogę się jakoś za to zabrać!).Ostatnio przeczytałem bardzo intrygującą książkę, więc dzisiaj uraczę was recenzją, o!
W mroźny, zimowy poranek Sylwia Plath przygotowała śniadanie dla swoich dzieci, następnie wróciła do kuchni, zamknęła drzwi, a szparę pod nimi wyłożyła mokrymi ubraniami. Otworzyła piekarnik, włożyła do niego głowę i otruła się gazem.  Miesiąc wcześniej wydała swoją jedyną powieść „Szklany Klosz”.
Pewnie nie zdziwicie się, że w momencie kiedy poznałem biografię tej autorki, od razu zapragnąłem przeczytać jej książkę. Udało mi się ją dostać w miejskiej bibliotece i kiedy zacząłem czytać – pochłonęła mnie całkowicie.
Jeśli kiedykolwiek czuliście, że nie przynależycie. Jeśli nie wiecie co zrobić ze swoją przyszłością, nie macie pojęcia do czego dążycie. Jeśli miewacie napady złego nastroju, melancholii, depresji. To zdecydowanie książka dla was.
Główna bohaterka Esther Greenwood to prymuska z wielkimi ambicjami. Właśnie wygrała stypendium i wyjechała na wymarzony staż do Nowego Jorku w jednym z czołowym pism kobiecych. Blichtr wielkiego miasta, przyjęcia, bankiety, ekskluzywne kolacje, pokazy mody – wszystko o czym kiedykolwiek marzyła, a mimo to nie jest w pełni szczęśliwa. Patrzy na wszystko z boku, z dystansem, jakby przez „szklany klosz”, który uniemożliwia jej przeżywanie w pełni swojego życia. Mimo, że jest osobą silną, zdecydowaną, która sama wywalczyła wszystko co ma, nagle – kto z nas nie zna tego uczucia – wydaje jej się, że utraciła kontrolę nad swoim życiem. Perspektywa nieuchronnie zbliżającego się powrotu do domu, oczekiwania i marzenia, które rozwiały się w zderzeniu z rzeczywistością, sprawiają, że Esther powoli zaczyna się wyłączać. 
Gdy nie dostaje się na wymarzony kurs pisarski i musi wrócić do domu, coś w niej pęka. Nie może spać, przestaje jeść, a co przeraża ją najbardziej – nie potrafi napisać ani słowa. Wystraszona i załamana, że straciła swój talent zaczyna pogrążać się w czarnych myślach, aż w końcu postanawia odebrać sobie życie.
„Szklany Klosz” to genialne stadium przypadku ciężkiej choroby psychicznej, warto też wspomnieć o genialnym stylu autorki i umiejętnie wykreowanej postaci, z którą większość z pewnością będzie się utożsamiała. Gorąco polecam!



shirt/koszula - ADIDAS NEO LABEL 
coat/płaszcz - Pull and Bear
pants/spodnie - Topman
shoes/buty - Dr. Martens