Paul Jeremy: marca 2013

28.3.13

Hello darkness, my old friend

Jestem chory! Właśnie zaczęła się wiosenna przerwa, więc błogosławię moje szczęście! Ehhh, przyczyny przeziębienia mogę dopatrywać się w tym, że kiedy robiłem prezentowane Wam dzisiaj zdjęcia, było  straszliwie zimno – jeszcze pamiętam jak szczękałem zębami -  i zapewne to właśnie wtedy mnie przewiało. No trudno, trzeba się czasami poświęcać dla bloga!

I’m ill! I’ve just started a spring break, so I can say I’m kinda unlucky… I suppose the reason of my cold was my last photo session – I still remember how cold was then and how my teeth chattered. Nevermind, it’s all for my blog!


Dzisiaj taki minipost, ale spodziewajcie się mnie jeszcze w tym tygodniu.
Today I’m serving you a mini post, but I’ll be back before Easter.
czapka/beanie - New Yorker
okulary/sunglasses - River Island
baseballówka/jacket - H&M
koszulka/t-shirt - ZARA
spodnie/pants - H&M
buty/shoes - Converse

pics by Annie

23.3.13

Just breathe

Wiecie co? Odnajduję jakąś dziwną przyjemność w pisaniu, może na tym blogu nie dotykam bardzo głębokich, egzystencjalnych problemów ani nie poruszam mega ważnych politycznych kwestii, jednak staram się przelać w każdą notkę jak najwięcej siebie. Czasem mi to wychodzi, czasem mniej… Ale mam nadzieję, że chociaż w jakimś niewielkich stopniu – przynajmniej dla niektórych – przyjemnie czyta się mojego zagmatwane wypociny!
Zdaję sobie sprawę, że w co drugim poście opisuję pogodę, opowiadam o „tonach prac domowych” i dla niektórych może to wydawać się nużące – ale takie jest moje życie. Dość jednostajne – bez większych ekscesów – lawiruję pomiędzy szkołą a domem – siedzę do późnych godzin nocnych starając się ogarnąć lekcje i pouczyć trochę(w praktyce trzy czwarte tego czasu spędzam na facebook’u i tumblrze), później w szkole czuję się jak zombie(i wyglądam jak zombie), wracam do domu, zasypiam i budzę się wieczorem i znowu nic nie jest gotowe – kolejna noc zarwana i koło się zamyka… 

Dzisiaj prezentuję wam bardzo casualowy look - ostatnio się w takich odnajduję. Postawiłem na różne odcienie niebieskiego - granatowe dresy upolowane na wyprzedaży w Warszawie, moja stara, dobra koszula, nowy plecak i okulary oraz białe adidasy! Voila!

koszula/shirt - H&M
spodnie/pants - ZARA
plecak/backpack - RIVER ISLAND
okulary/sunglasses - RIVER ISLAND
buty/shoes - ADIDAS

pics by Annie

17.3.13

If there's a future, we want it now + Pani Bovary

Mija kolejna leniwa niedziela, którą spędziłem na objadaniu się słodyczami, piciu aromatycznej kawy, czytaniu książek i beztroskich spacerach. Nawet nie pomyślałem o nauce i pracach domowych, do których powinienem się zabrać. To wszystko przez marcowe słońce, w którym już czuć lato! Wyglądając przez okno spodziewamy się kilkunastu stopni ciepła, ale to złudne, gdyż w cieniu nadal czai się zima, gotowa odmrozić palce i zaczerwienić nosy. Prezentuję wam dzisiaj zdjęcia z zeszłego tygodnia, gdy jeszcze było trochę cieplej. Tęsknię za dodatnią temperaturą i wyczekuję dni, kiedy będę mógł zrzucić z siebie tony odzieży wierzchniej i przejść się po mieście w samej koszulce i spodenkach, nie narażając się na zaziębienie!
Next lazy Sunday passes by on eating sweats, drinking coffee, reading books and carefree walks. I haven’t even thought of learning to my geography test or doing homework, what I should do, but I didn’t. It’s all because of that march sun in which I can almost feel summer. Looking out the window, I’m expecting 20 Celsius degrees, but it’s a delusion. Winter is hiding in the shadow, ready to freeze our fingers or blush our noses.  I’m presenting to you photos from last week, when it was a little bit warmer. I miss that weather and I’m looking forward to time, when I will be able to shed my winter coat and go through the city center in t-shirt and pants only, without risking my health.


bluza/sweatshirt - River Island
spodnie/pants - H&M
buty/shoes - Adidas

photos by Monika


***

Pani Bovary

Ostatnio przez moje dłonie prześlizgnęły się dwie książki – Portret Doriana Gray’a i Pani Bovary. Oba utwory są uznawane za arcydzieła w skali światowej i oba wzbudziły we mnie wiele skrajnych emocji, jednakże mojemu sercu bliższa jest zdecydowanie ta druga powieść i to jej poświęcę dzisiejszy wpis.

Pani Bovary została napisana w XIX wieku przez Gustawa Flauberta. Autorowi wytoczono proces o obrazę moralności właśnie przez wydanie tej realistyczno-psychologicznej powieści. To książka o miłości młodego lekarza, który właśnie został wdowcem, do córki jego pacjenta – Emmy. To piękna, szczupła, brązowowłosa kobieta. Wychowana w klasztorze na czytaniu romansów, stworzyła w swojej wyobraźni obraz cudownej miłości, któremu Karol w żaden sposób nie jest w stanie sprostać. Emma czekała na księcia na białym koniu, zamiast niego zjawił się wiejski, trochę ciapowaty lekarz. Jednak zakochała się w nim, upatrując zmiany swojego wiejskiego, nudnego życia i czekając na wymarzony awans społeczny. Małżeństwo nie przynosi jednak upragnionych wielkich namiętności, nie ma wyznań przy świetle księżyca, gorących pocałunków ani wierszy recytowanych w gajach przy akompaniamencie słowików. Jest za to nudny do bólu Karol, któremu do pełni szczęścia wystarczy dobry obiad i uśmiech żony, która potulnie wyczekuje powrotu męża z pracy. Nie ma się, więc co dziwić, że w zetknięciu się z wybujałymi fantazjami Emmy, jej partner zaczyna się jawić jako prostak, sztampowy przedstawiciel klasy niższej, który nie posiada żadnych ambicji. 

„Przed pójściem za mąż wydawało się jej, że jest zakochana; ponieważ jednak nie przyszło szczęście, jakie z tej miłości miało wyniknąć, myślała, iż się pomyliła. I usiłowała dociec, co właściwie znaczyły wyrazy: s z c z ę ś c i e,  n a m i ę t n o ś ć,  u p o j e n i e, które ją tak zachwycały w powieściach.”

Przełomowym momentem w fabule jest zaproszenie państwa Bovarych na bal do margrabiego d’Andervilliers w zamku la Vaubyessard. Tutaj Emma mogła zakosztować wielkiego świata, o którym tyle czytała. Od tego momentu już nic w jej wiejskim, prowincjonalnym życiu jej nie zachwycało. Aż do śmierci żyła wspomnieniami balu, bogato zastawionych stołów, kolorowych świateł, różnorakich tańców i śmietanki towarzyskiej, do której tak pragnęła należeć.

„Wycieczka do Vaubyessard uczyniła wyłom w jej życiu, podobny do owych rozpadlin lub szczelin, jakie burza wyrywa czasem w ciągu jednej nocy w górach(…)Serce jej było do nich podobne: zetknięcie się z bogactwem zostawiło na nim coś, czego się już zatrzeć nie dało.”

Emma, zaczytana w żurnalach i lekturach, nieszczęśliwa, czekająca na miłość, której nigdy nie dane było jej spotkać, rzuca się w wir romansów, poszukując nieodkrytych namiętności. O kochanków nie trudno, przecież jest piękna! Desperacko szuka wyimaginowanych uniesień, co z dnia na dzień, staje się coraz tragiczniejsze w skutkach. Jej moralność praktycznie zanika, nie baczy na to, że zadłuża się po uszy, wydając pieniądze męża na każdą, nawet najbardziej trywialną i bezsensowną zachciankę, roztrwania cały majątek i doprowadza rodzinę do ruiny… 

„Od tej chwili życie jej stało się jednym pasmem kłamstw, którym osłaniała swą miłość niby szalem, aby ją lepiej ukryć. Było to jej potrzebą, manią, przyjemnością – do tego stopnia, że kiedy opowiadała, iż szła  p r a w ą  stroną ulicy, można było być pewnym, iż szła  l e w ą.”

Gustaw Flaubert stworzył ponadczasowe arcydzieło – wystarczy spojrzeć na język, jakim została napisana powieść. To niesłychane bogactwo pięknych fraz, wnikliwych analiz i rozbudowanych opisów skonstruowanych z mistrzowską precyzją – dokładność szczegółów jest niesamowita! Niektórych może to nudzić, niektórych zachwycać – ja zdecydowanie zaliczam się do tych drugich. Ponadto warto zwrócić uwagę na znakomicie naszkicowane stadium psychologiczne niemalże wszystkich głównych bohaterów – poznajemy ich emocje, motywy - potrafimy się z nimi utożsamić i ich zrozumieć. 
Ciężko jednoznacznie ocenić postać Emmy – z jednej strony była marzycielką, romantyczką, idealistką, z drugiej można nazwać ją kobietą lekkich obyczajów, nieustannie zdradzającą męża, roztrwaniającą jego majątek, doprowadzającej się do samozniszczenia i w konsekwencji do stoczenia na samo dno. 
Jedyna postać, która dobrze kończy w tej powieści to Pan Homais – sąsiad Bovarych, klasyczny kombinator, który od samego początku wzbudzał we mnie irytację. Zawsze wiedział co powiedzieć, komu się przypodobać… Aż prosił się o jakieś negatywne zakończenie! Ale tak się nie stało, bo życie to nie bajka i nie zawsze dobrzy wygrywają. 
„Pani Bovary” to powieść zdecydowanie ponadczasowa. Emma równie dobrze mogłaby oglądać seriale, trzymać w ręce „Harper's Bazaar” i zaczytywać się w „50 twarzach Grey’a”. Przecież wieczne poszukiwanie szczęścia i miłości jest wpisane w ludzką naturę...

PS Sorry guys, I don't feel up to writing reviews in English, but I think someday I'll translate them and you will be able to read them too. I can say that I honestly recommend "Madame Bovary" to all of you!


"She wanted to die, but she also wanted to live in Paris." ~ Madame Bovary

10.3.13

How soon is now?


Jako, że wczoraj odwiedziłem Warszawę, to dzisiaj streszczę wam nieco mój wyjazd, o! Wstałem o czwartej rano – ciężko mi opisać z jakim trudem przyszło mi opuszczenie ciepłego, wygodnego łóżka. Dodatkowo, gdy spojrzałem za okno i zobaczyłem dachy sąsiednich bloków całkowicie pokryte śniegiem, to już kompletnie odechciało mi się wyjazdu gdziekolwiek! Na szczęście przemogłem się i (prawie) punktualnie zjawiłem się na dworcu z olbrzymimi worami pod oczyma, rozczochranymi włosami i nastrojem tak dobrym, jakbym szykował się na ścięcie; a perspektywa trzygodzinnej jazdy polskim pociągiem-o-jakże-wysokim-standardzie również nie napawała optymizmem!
Kiedy wreszcie dotarłem do Warszawy  i przeszedłem kilka pierwszych kroków wśród tego różnorodnego tłumu, poczułem tą bliżej nieokreśloną energię, którą oddziałują na nas wielkie miasta – i od tego momentu humor zdecydowanie mi się poprawił!  Jako, że z reguły większych problemów z orientacją w terenie nie mam, to dotarcie do Blue City poszło prawie bez zarzutów – tylko wysiedliśmy przystanek za wcześnie, więc musieliśmy iść jakieś pół kilometra – ale to pikuś!
A do Blue City zawitałem na Fashion Blogger Fest II – decyzję o wyjeździe podjąłem w ostatniej chwili, ale był to bardzo dobry krok. Prelekcje okazały się bardzo interesujące, poznałem kilka nowych, barwnych osobowości, więc to wydarzenie zapisze się w mojej pamięci zdecydowanie na plus.
Na wyróżnienie zasługuje z pewnością prezentacja Joli Czaji – stylistki gwiazd, redagującą m.in. okładkę Vivy. Opowiadała nam ona o początkach swojej kariery, o pracy z gwiazdami i o swoich wyjazdach do L.A. oraz różnorakiej, zagranicznej współpracy. Sporym, ale za to bardzo miłym zaskoczeniem była Jessica Mercedes – blogerka pod której adresem w internecie wylewane są tony żółci. W rzeczywistości okazała się bardzo sympatyczną i bystrą osobą, a podczas jej wystąpienia pokazała, że naprawdę zna się na tym, co robi i że to uwielbia. 
Po FBFII byłem jeszcze na zakupach i zaliczyłem wszystkie możliwe fastfoody, które dałem radę w siebie wcisnąć. Powrót do Białegostoku minął dość przyjemnie – wróciłem bogatszy o kilka doświadczeń, możliwe, że o kilka kilogramów, ale na pewno o nowe ubrania!

Sorry guys, this time no English translation, but next time I'll definitely do!

Więcej zdjęć z FBFII na moim INSTAGRAMIE!
More photos on my  INSTAGRAM!



koszula/shirt - Second hand
spodnie/pants - H&M
buty/shoes - Adidas 

pics by Aleksandra & Patrycja